
XVII Krakowski Salon Poezji w Stalowej Woli
„Sobie śpiewam a Muzom” – poezja Jana Kochanowskiego
Wyobraźmy sobie człowieka, który potrafił słowami zatrzymać czas. Człowieka, który żył w XVI wieku – w epoce odrodzenia, kiedy Europa przypomniała sobie o potędze człowieka, rozumu i piękna. To był czas, gdy literatura, filozofia, nauka i sztuka znowu zaczęły mówić jednym głosem: człowiek jest wartością samą w sobie. W środku tego rozkwitu ducha renesansu żył Jan Kochanowski.
Urodzony w 1530 roku w Sycynie, w rodzinie szlacheckiej, od młodości fascynował się nauką i sztuką. Studiował w Krakowie, później w Królewcu i Padwie – kolebce renesansowego humanizmu, gdzie zetknął się z klasykami starożytności: Horacym, Platonem, Cyceronem. Dzięki ich pismom zrozumiał, że życie, choć kruche, warte jest przeżycia świadomie i godnie. „Nie porzucaj nadzieje, jakoć się kolwiek dzieje; / Bo nie już słońce ostatnie zachodzi, a po złej chwili piękny dzień przychodzi”. Mimo renesansowego optymizmu i stoickiego spokoju w obliczu przeciwności losu, Kochanowski nie uciekał od cierpienia, ale próbował je oswoić, zrozumieć także sercem. Choć był dworzaninem królewskim, największe dzieła stworzył w zaciszu dworku w Czarnolesie, gdzie pisał o tym, co najbliższe człowiekowi: o radości, przemijaniu, śmierci, dumie i miłości.
„Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary? / Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?”. Ten wybitny humanista potrafił łączyć fascynacje renesansu z głęboką duchowością. Nie zapomniał też o pokorze wobec świata. „Fraszki to wszystko” – pisał, bo znał ulotność życia i umiał z niego się śmiać. W krótkich formach pokazał renesansowy dystans
i ironię: „Fraszki to wszystko, cokolwiek myślimy, / Fraszki to wszystko, cokolwiek czynimy”. Największym ludzkim dramatem, który poruszył Kochanowskiego i całkowicie odmienił jego twórczość, była śmierć córki, Urszulki. W cyklu „Trenów” dał wyraz rozpaczy, której wcześniej poezja nie znała. To nie była elegia lecz krzyk człowieka, który wierzył, że rozum i cnota dają siłę, a jednak upadł. Jakież to renesansowe: ukazać człowieka z całym jego bólem i wielkością jednocześnie. „Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Urszulo, tym zniknieniem swoim!”.
Dzięki Kochanowskiemu język polski po raz pierwszy stał się językiem wielkiej literatury, zdolnym wyrazić zarówno filozoficzną zadumę, jak i najbardziej osobisty ból. Dziś jego poezja nie jest tylko obowiązkową lekturą szkolną, lecz także lustrem, w którym każdy może zobaczyć własne emocje. Bo choć czasy się zmieniają to pytania o sens życia, o szczęście, o śmierć i o to, jak być dobrym człowiekiem – pozostają niezmienne. I właśnie o tym mówi do nas Mistrz z Czarnolasu – głosem renesansu, który nie zamilkł, ale nadal wybrzmiewa.
Ducha epoki podczas XVII Krakowskiego Salonu Poezji w Stalowej Woli przywołają aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie: Edyta Ostojak-Mącik i Daniel Salman, a o warstwę muzyczną zadba klawesynistka Anna Huszczo.
Gospodarze Salonu: Elżbieta Drobny, Katarzyna Pawłowska, Marek Gruchota, Sławomir Mączka
czytaj więcej
Wyobraźmy sobie człowieka, który potrafił słowami zatrzymać czas. Człowieka, który żył w XVI wieku – w epoce odrodzenia, kiedy Europa przypomniała sobie o potędze człowieka, rozumu i piękna. To był czas, gdy literatura, filozofia, nauka i sztuka znowu zaczęły mówić jednym głosem: człowiek jest wartością samą w sobie. W środku tego rozkwitu ducha renesansu żył Jan Kochanowski.
Urodzony w 1530 roku w Sycynie, w rodzinie szlacheckiej, od młodości fascynował się nauką i sztuką. Studiował w Krakowie, później w Królewcu i Padwie – kolebce renesansowego humanizmu, gdzie zetknął się z klasykami starożytności: Horacym, Platonem, Cyceronem. Dzięki ich pismom zrozumiał, że życie, choć kruche, warte jest przeżycia świadomie i godnie. „Nie porzucaj nadzieje, jakoć się kolwiek dzieje; / Bo nie już słońce ostatnie zachodzi, a po złej chwili piękny dzień przychodzi”. Mimo renesansowego optymizmu i stoickiego spokoju w obliczu przeciwności losu, Kochanowski nie uciekał od cierpienia, ale próbował je oswoić, zrozumieć także sercem. Choć był dworzaninem królewskim, największe dzieła stworzył w zaciszu dworku w Czarnolesie, gdzie pisał o tym, co najbliższe człowiekowi: o radości, przemijaniu, śmierci, dumie i miłości.
„Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary? / Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?”. Ten wybitny humanista potrafił łączyć fascynacje renesansu z głęboką duchowością. Nie zapomniał też o pokorze wobec świata. „Fraszki to wszystko” – pisał, bo znał ulotność życia i umiał z niego się śmiać. W krótkich formach pokazał renesansowy dystans
i ironię: „Fraszki to wszystko, cokolwiek myślimy, / Fraszki to wszystko, cokolwiek czynimy”. Największym ludzkim dramatem, który poruszył Kochanowskiego i całkowicie odmienił jego twórczość, była śmierć córki, Urszulki. W cyklu „Trenów” dał wyraz rozpaczy, której wcześniej poezja nie znała. To nie była elegia lecz krzyk człowieka, który wierzył, że rozum i cnota dają siłę, a jednak upadł. Jakież to renesansowe: ukazać człowieka z całym jego bólem i wielkością jednocześnie. „Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Urszulo, tym zniknieniem swoim!”.
Dzięki Kochanowskiemu język polski po raz pierwszy stał się językiem wielkiej literatury, zdolnym wyrazić zarówno filozoficzną zadumę, jak i najbardziej osobisty ból. Dziś jego poezja nie jest tylko obowiązkową lekturą szkolną, lecz także lustrem, w którym każdy może zobaczyć własne emocje. Bo choć czasy się zmieniają to pytania o sens życia, o szczęście, o śmierć i o to, jak być dobrym człowiekiem – pozostają niezmienne. I właśnie o tym mówi do nas Mistrz z Czarnolasu – głosem renesansu, który nie zamilkł, ale nadal wybrzmiewa.
Ducha epoki podczas XVII Krakowskiego Salonu Poezji w Stalowej Woli przywołają aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie: Edyta Ostojak-Mącik i Daniel Salman, a o warstwę muzyczną zadba klawesynistka Anna Huszczo.
Gospodarze Salonu: Elżbieta Drobny, Katarzyna Pawłowska, Marek Gruchota, Sławomir Mączka
Daty i godziny wydarzeń

XVII Krakowski Salon Poezji w Stalowej Woli
„Sobie śpiewam a Muzom” – poezja Jana Kochanowskiego
Wyobraźmy sobie człowieka, który potrafił słowami zatrzymać czas. Człowieka, który żył w XVI wieku – w epoce odrodzenia, kiedy Europa przypomniała sobie o potędze człowieka, rozumu i piękna. To był czas, gdy literatura, filozofia, nauka i sztuka znowu zaczęły mówić jednym głosem: człowiek jest wartością samą w sobie. W środku tego rozkwitu ducha renesansu żył Jan Kochanowski.
Urodzony w 1530 roku w Sycynie, w rodzinie szlacheckiej, od młodości fascynował się nauką i sztuką. Studiował w Krakowie, później w Królewcu i Padwie – kolebce renesansowego humanizmu, gdzie zetknął się z klasykami starożytności: Horacym, Platonem, Cyceronem. Dzięki ich pismom zrozumiał, że życie, choć kruche, warte jest przeżycia świadomie i godnie. „Nie porzucaj nadzieje, jakoć się kolwiek dzieje; / Bo nie już słońce ostatnie zachodzi, a po złej chwili piękny dzień przychodzi”. Mimo renesansowego optymizmu i stoickiego spokoju w obliczu przeciwności losu, Kochanowski nie uciekał od cierpienia, ale próbował je oswoić, zrozumieć także sercem. Choć był dworzaninem królewskim, największe dzieła stworzył w zaciszu dworku w Czarnolesie, gdzie pisał o tym, co najbliższe człowiekowi: o radości, przemijaniu, śmierci, dumie i miłości.
„Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary? / Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?”. Ten wybitny humanista potrafił łączyć fascynacje renesansu z głęboką duchowością. Nie zapomniał też o pokorze wobec świata. „Fraszki to wszystko” – pisał, bo znał ulotność życia i umiał z niego się śmiać. W krótkich formach pokazał renesansowy dystans
i ironię: „Fraszki to wszystko, cokolwiek myślimy, / Fraszki to wszystko, cokolwiek czynimy”. Największym ludzkim dramatem, który poruszył Kochanowskiego i całkowicie odmienił jego twórczość, była śmierć córki, Urszulki. W cyklu „Trenów” dał wyraz rozpaczy, której wcześniej poezja nie znała. To nie była elegia lecz krzyk człowieka, który wierzył, że rozum i cnota dają siłę, a jednak upadł. Jakież to renesansowe: ukazać człowieka z całym jego bólem i wielkością jednocześnie. „Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Urszulo, tym zniknieniem swoim!”.
Dzięki Kochanowskiemu język polski po raz pierwszy stał się językiem wielkiej literatury, zdolnym wyrazić zarówno filozoficzną zadumę, jak i najbardziej osobisty ból. Dziś jego poezja nie jest tylko obowiązkową lekturą szkolną, lecz także lustrem, w którym każdy może zobaczyć własne emocje. Bo choć czasy się zmieniają to pytania o sens życia, o szczęście, o śmierć i o to, jak być dobrym człowiekiem – pozostają niezmienne. I właśnie o tym mówi do nas Mistrz z Czarnolasu – głosem renesansu, który nie zamilkł, ale nadal wybrzmiewa.
Ducha epoki podczas XVII Krakowskiego Salonu Poezji w Stalowej Woli przywołają aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie: Edyta Ostojak-Mącik i Daniel Salman, a o warstwę muzyczną zadba klawesynistka Anna Huszczo.
Gospodarze Salonu: Elżbieta Drobny, Katarzyna Pawłowska, Marek Gruchota, Sławomir Mączka
czytaj więcej
Wyobraźmy sobie człowieka, który potrafił słowami zatrzymać czas. Człowieka, który żył w XVI wieku – w epoce odrodzenia, kiedy Europa przypomniała sobie o potędze człowieka, rozumu i piękna. To był czas, gdy literatura, filozofia, nauka i sztuka znowu zaczęły mówić jednym głosem: człowiek jest wartością samą w sobie. W środku tego rozkwitu ducha renesansu żył Jan Kochanowski.
Urodzony w 1530 roku w Sycynie, w rodzinie szlacheckiej, od młodości fascynował się nauką i sztuką. Studiował w Krakowie, później w Królewcu i Padwie – kolebce renesansowego humanizmu, gdzie zetknął się z klasykami starożytności: Horacym, Platonem, Cyceronem. Dzięki ich pismom zrozumiał, że życie, choć kruche, warte jest przeżycia świadomie i godnie. „Nie porzucaj nadzieje, jakoć się kolwiek dzieje; / Bo nie już słońce ostatnie zachodzi, a po złej chwili piękny dzień przychodzi”. Mimo renesansowego optymizmu i stoickiego spokoju w obliczu przeciwności losu, Kochanowski nie uciekał od cierpienia, ale próbował je oswoić, zrozumieć także sercem. Choć był dworzaninem królewskim, największe dzieła stworzył w zaciszu dworku w Czarnolesie, gdzie pisał o tym, co najbliższe człowiekowi: o radości, przemijaniu, śmierci, dumie i miłości.
„Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary? / Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?”. Ten wybitny humanista potrafił łączyć fascynacje renesansu z głęboką duchowością. Nie zapomniał też o pokorze wobec świata. „Fraszki to wszystko” – pisał, bo znał ulotność życia i umiał z niego się śmiać. W krótkich formach pokazał renesansowy dystans
i ironię: „Fraszki to wszystko, cokolwiek myślimy, / Fraszki to wszystko, cokolwiek czynimy”. Największym ludzkim dramatem, który poruszył Kochanowskiego i całkowicie odmienił jego twórczość, była śmierć córki, Urszulki. W cyklu „Trenów” dał wyraz rozpaczy, której wcześniej poezja nie znała. To nie była elegia lecz krzyk człowieka, który wierzył, że rozum i cnota dają siłę, a jednak upadł. Jakież to renesansowe: ukazać człowieka z całym jego bólem i wielkością jednocześnie. „Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Urszulo, tym zniknieniem swoim!”.
Dzięki Kochanowskiemu język polski po raz pierwszy stał się językiem wielkiej literatury, zdolnym wyrazić zarówno filozoficzną zadumę, jak i najbardziej osobisty ból. Dziś jego poezja nie jest tylko obowiązkową lekturą szkolną, lecz także lustrem, w którym każdy może zobaczyć własne emocje. Bo choć czasy się zmieniają to pytania o sens życia, o szczęście, o śmierć i o to, jak być dobrym człowiekiem – pozostają niezmienne. I właśnie o tym mówi do nas Mistrz z Czarnolasu – głosem renesansu, który nie zamilkł, ale nadal wybrzmiewa.
Ducha epoki podczas XVII Krakowskiego Salonu Poezji w Stalowej Woli przywołają aktorzy Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie: Edyta Ostojak-Mącik i Daniel Salman, a o warstwę muzyczną zadba klawesynistka Anna Huszczo.
Gospodarze Salonu: Elżbieta Drobny, Katarzyna Pawłowska, Marek Gruchota, Sławomir Mączka